poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Powód by oddychać

Powód, by oddychać- Rebecca Donovan Od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że coś jest ze mną nie tak. Przed świętami pożyczyłam z biblioteki książkę, którą bałam się czytać podczas tych kilku dni, kiedy wszystko powinno być takie wesołe, radosne i pełne czekoladowych baranków. Nie zrozumcie mnie źle, chciałam ją przeczytać, nawet bardzo, ale na pierwszej stronie powieści były cytaty z jej internetowych 
recenzji, z których wnioskowałam, że WRESZCIE mam książkę, po której będę miała 
solidnego kaca, przez którą będę płakać w poduszkę i pytać rodziców, dlaczego świat jest taki okrutny...... Ta. Coś jest ze mną nie tak. Definitywnie. Bo nic z tych rzeczy się nie wydarzyło.



Emma Thomas stara się nie zwracać na siebie uwagi. W innym wypadku wszystko by się wydało. Ma najlepsze wyniki w nauce, które będą jej potrzebne do dostania się do uczelni znajdującej się daleko od miejsca, w którym mieszka. Liczy dni. Boi się wracać do domu i zastanawia się, za co tym razem. Chociaż nie, bo powód nie jest ważny. Bardziej – CO tym razem. I czy da radę następnego dnia normalnie pójść do szkoły. Emma mieszka z stryjem George'm i jego żoną Carol oraz ich dziećmi, Leylą i Jackiem. Ojciec dziewczyny umarł, a matka pije. Tak naprawdę nie miała wyjścia, tylko z nimi zamieszkać, bo ta czwórka jest, oprócz matki, jej jedyną rodziną. Niestety, Carol nie jest typem kochanej cioci, której można wszystko powiedzieć albo pójść razem na zakupy. Ooooo, nie. Carol może i sprawia wrażenie „kochającej żony, matki i ciotki”, ale nienawidzi Emmy. I zrobi wszystko, żeby
usunąć ją ze swego życia. Dosłownie wszystkimi możliwymi sposobami.
Owszem, ta książka jest pełna „trudnych emocji”. Były momenty, w których powtarzałam ”omójbożeomójbożeOMÓJBOŻE” jak jakąś mantrę, bo mnie wciągnęło i widziałam to wszystko, co działo się w „domu” Emmy. Według mnie autorka dość dobrze opisała problem znęcania się nad dziećmi (nie oszukujmy się, Emma jest nastolatką, ale jeszcze nie jest pełnoletnia). Nie jestem znawcą tematu, ale wyglądało to dość realistycznie. Mówię dość, bo aż tak to mnie to nie poruszyło – nie płakałam, nie czułam silnej nienawiści do Carol.... Może to dlatego, że cały czas miałam świadomość, że to fikcja literacka. Jasne, słyszy się o takich rzeczach, ale to zawsze takie odległe, niewyobrażalne. Wkrótce pojawia się wątek miłosny. I szczerze powiedziawszy, ten wątek przez długi czas mnie irytował. Zaczęło się od samego Evana – wydawał się takim typowym facetem z książek dla nastolatek: nowy uczeń, przystojny, z aż-za-bardzo-bezpośrednim tematem do szkolnej gazetki i OCZYWIŚCIE, zaczyna zagadywać Emmę. I to mi się nie podobało, bo było aż za bardzo „znane” i przez to denerwujące. Nie, nie był chwalipiętą (no, może troszeczkę, na początku), ale miał w sobie coś takiego, co mnie w nim strasznie irytowało. Z biegiem czasu mi to przeszło, z drugiej strony zaczęła mnie wtedy irytować sama Emma. DZIEWCZYNO, SKORO WIESZ, ŻE CAROL URZĄDZI CI PIEKŁO NA ZIEMI, GDY SIĘ DOWIE O EVANIE, TO PO CO, pytam, PO CO SIĘ Z NIM TRZYMASZ, SKORO WIESZ, ŻE WYSTARCZY TYLKO TRZYMAĆ SIE PLANU I MOŻESZ WYJECHAĆ Z TEGO MIEJSCA?!? A potem jeszcze mówi, że chce korzystać z dni z Evanem, nawet jeśli to oznaczą wściekłą Carol. Ja wiem, że to jest takie romantyczne i że dużo dziewczyn lubi takie książki, ale proszę, bez przesady. Ogólnie jednak książka jest naprawdę dobra, chociaż nie należy do najlepszych, które czytałam. Nie mówię, że mnie zawiodła, ale chyba spodziewałam się czegoś więcej... Jestem ciekawa, co Wy o niej myślicie i czy tylko ja nie mogłam się odpowiednio wczuć w jej klimat i tematykę. K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz